wtorek, 9 lutego 2016

Introwertyzm to nie choroba




Kilka dni temu w moim życiu wewnętrznym nastąpił przełom. To, że jestem introwertyczką, wiedziałam już dużo wcześniej, powiem więcej, czułam się z tym całkiem ok, jednak w mojej głowie panowało wewnętrzne przekonanie, że należałoby się z tego powodu co najmniej wstydzić.
Zawsze (bądź prawie zawsze) kiedy moi znajomi próbowali mnie wyciągnąć na spotkanie/piwo/imprezę/domówkę (*niepotrzebne skreślić) w szerszym gronie, czułam popłoch. Kiedy do tego okazywało się jeszcze, że grono imprezowiczów ma się powiększyć o nieznane mi osobistości, wpadałam w istną panikę. I te myśli kłębiące się w mojej głowie - "Co na siebie włożę? Jak to będzie? O czym będziemy rozmawiać? Boże, oni będą na mnie patrzeć?! Co ja pocznę??". Oczywiście, za każdym razem próbowałam z tym walczyć. Rozmawiając ze sobą w duchu tłumaczyłam, że przecież nie będę tam sama, nikt mnie nie zje etc. W końcu trafiałam w ustalone miejsce. Jestem. Siedzę już wygodnie w kąciku, bo przecież nie lubię być na widoku, w centrum zainteresowania to już w ogóle koniec świata. No więc siedzę w tym swoim koncie. Prowadzę twórcze, bądź też mniej twórcze rozmowy o pierdołach. Mijają minuty, kolejne. Mija godzina, a ja mam zwyczajnie dość. Czuję, jak coś wysysa ze mnie resztki sił witalnych, moją życiową energię. Muszę wyjść, uwiera mnie otaczający tłum. Więc wychodzę. Trzy razy po drodze zatrzymywana przez koleżanki, wymiguję się za każdym razem, kierując się cały czas w stronę wyjścia... Uff. Jestem wolna. Cisza i spokój, przy jednoczesnym wyczerpaniu baterii, które koniecznie w niedługim czasie muszę naładować. Siadam więc na swojej kanapie, z kolejną ulubioną i niedokończoną książką, oraz kubkiem kawy (jestem kawocholikiem, o każdej porze dnia, w nocy o północy - 5 kaw na dobę to moje minimum) z kotem na kolanach. Czytam w ciszy i spokoju, wypoczywam, regeneruję się, bo, choć to okropnie zabrzmi, ludzie okrutnie mnie męczą. 

Zakupy. Każda (no prawie każda) kobieta kocha zakupy. A wyprzedaże? To już miłość bez granic. Ja niestety jestem wyjątkiem. Nie znoszę galerii handlowych, a w okresie około świątecznym (korki, tłumy kobiet wyrywających sobie rzucone na podłogach ochłapy jakichś szmat, kolejki do przymierzalni, wzajemne pretensje klientów, kolejki do kas... Mogę wymieniać bez końca) wołami mnie tam nie zaciągniesz, choćby obiecywali mi złote góry, a w gratisie dorzucili jeszcze selmę Korsa. Tłumy ludzi mijających mnie w galerach po prostu wysysają ze mnie energię życiową. Długo potem muszę się regenerować, by móc wrócić do siebie.

Brzmi znajomo? Sprawdź, czy także jesteś introwertykiem.

Jeżeli:
Twoje weekendy wyglądają tak: ulubiony kocyk, kubek gorącego napoju, książka bądź film;

Grono Twoich znajomych to tylko kilka naprawdę bliskich Ci ludzi;

Kochasz ciszę i spokój a bliższy ci jest relaks przy lampce wina z przyjacielem, niż szaleńczy maraton po galeriach handlowych;

Lubisz przebywać sam ze sobą, ze swoimi myślami;

Marzysz. Długo, czasem na głos;

Gadasz ze swoim kotem - to on jest powiernikiem Twoich najgłębiej skrywanych sekretów;

Często odmawiasz spotkań ze znajomymi - bo Cię to męczy, bo nie masz zwyczaje ochoty, bądź po prostu wolisz zostać w domu - a oni niestety, ale patrzą na Ciebie jak na idiotę;

Jesteś w stanie bez żadnego skrępowania czy zażenowania pójść na kawę. Sam ze sobą.

Na spacerze nie potrzebujesz towarzystwa:

Nie przeszukujesz gorączkowo telefonu, przebywając samotnie w miejscu publicznym, żeby
przypadkiem ludzie nie zauważyli, że jesteś SAM. OMG.

Nie lubisz rozmawiać przez telefon - krępuje Cię to;

Urzędy - je także omijasz szerokim łukiem. Są po prostu... Straszne;

Twój status na: skype, messangerze, nk (ktoś w ogóle jeszcze używa nk?) itp. to z reguły "niewidoczny";

Nie potrzebujesz być w ciągłym kontakcie ze znajomymi;

Ludzie - zbyt długie przebywanie z nimi Cię męczy - czasem potrzebujesz pobyć sam;


I jak? Zgadzasz się z większością podpunktów? Cieszę się! bo ja także!
Co dalej?

Kiedyś myślałam, że to minie. Że wyrosnę, dojrzeję, albo trafi we mnie piorun... Niestety, nic takiego się nie stało. Czułam srępowanie wobec innych na myśl o tym, że kolejny raz chcę odmówić, a nawet nie mam porządnej wymówki. Bo co to za wymówka - sorry, nie piję z wami, wolę posiedzieć przy książce. Na włansnej kanapie. Nara. I tak za każdym razem.

Wielu ludzi, w zasadzie większość, po prostu nie może tego pojąć. Dla nich jestem typową nudziarą bez życia osobistego. To samo dotyczy mojego męża. To On jest moim najlepszym przyjacielem - to z Nim chcę spędzać jak najwięcej czasu. I mimo, że widujemy się wieczorami, rozmawiamy do późnych godzin nocnych, ciągle jest mi Go mało. To też niekoniecznie spotyka się ze zrozumieniem ze strony otoczenia. No ale jak to?! Przecież mieszkacie razem?? Ile można przebywać we własnym towarzystwie??? A no można. Długo. W końcu przysięgałam wierność do grobowej deski. Przypomnę jeszcze, że dobrowolnie. Wszystko to robię dobrowolnie - nikt mnie do niczego nie zmusza. Mój mąż nie każe mi siedzieć zamkniętej w czterech ścianach, żebym przypadkiem z domu nie wyszła (wyjątkiem są zakupy na obiad). Ja po prostu czuję taką potrzebę i koniec. Kropka. Nikt nie może dyktować mi, jak postępować, żeby być szczęśliwą.

Taka refleksja przyszła mi do głowy po długich przemyśleniach spowodowanych buntem wewnętrznym mojej osoby. Nikt za Ciebie życia nie przeżyje, więc nikt nie może  mówić Ci, jak masz żyć. Kiedy odmawiam kolejnych wyjść (no ok, czasem wychodzę, nawet często - ale w nielicznym gronie najbliższych), nie czuję już zakłopotania, a dumę. Dumę, że jestem prawdziwa, i nie udaję kogoś, kim nie jestem, unieszczęśliwiając przede wszystkim siebie samą.
Pamiętaj, introwertyzm to nie choroba.

poniedziałek, 8 lutego 2016

Twoi przyszli teściowie, czyli o tym, jak ważny jest dobry przykład.

Masz chłopaka. Może narzeczonego. Może dopiero się poznajecie, a być może znacie się już ładnych parę lat. On bywa u Ciebie, zdarzyło się, że i Ty przekroczyłaś próg jego domu rodzinnego. A czy znasz jego rodziców? Przedstawił Cię, czy może wolałby raczej tego uniknąć? Jeżeli jeszcze tego nie zrobił, wyjdź z inicjatywą. Musisz jak najprędzej ich poznać, gdyż są oni prawdziwą wyrocznią, która powie Ci, jaki będzie Twój chłopak, gdy zostanie w końcu Twoim mężem.



Medal ma zawsze dwie strony...

Rodzice twojego wybranka, chcesz czy nie, mają niebagatelny wpływ na jego postrzeganie Ciebie oraz modelu rodziny, jaki chciałby w przyszłości stworzyć. To mechanizm niekontrolowany. Ze swoich studiów zapamiętałam jedną z ważniejszych dla mnie informacji, którą chętnie się z Tobą podzielę, mianowicie dziecka nie wychowasz nakazami i zakazami, ono najwięcej uczy się biorąc przykład z rodziców. Twój chłopak może być najcudowniejszym mężczyzną pod słońcem, jednak zły przykład wyniesiony z domu rodzinnego będzie ciągnął się za nim latami... Obserwuj jego rodziców - zwróć uwagę, czy odnoszą się do siebie nawzajem z szacunkiem. Jak odnoszą się również do swoich dzieci. Potrafią razem świetnie się bawić? Nie są nadopiekuńczy wobec swoich pociech? Przede wszystkim, mimo wielu lat spędzonych razem, są szczęśliwi? Nie jest trudno znaleźć odpowiedz na te wszystkie pytania, jeżeli tylko otworzysz szeroko oczy i będziesz realnie oceniać sytuację, nie patrząc przez pryzmat własnych emocji. Jeżeli jego ojciec wyraźnie nie szanuje swojej małżonki, nikłe szanse na to, że on w przyszłości będzie szanował Ciebie. Oczywiście, jak od każdej reguły, i od tej są wyjątki  (znam osobiście taki fenomen, i nie, nie jest to mój małżonek;)). Pamiętaj tylko, że przede wszystkim świadomość problemu pomaga go rozwiązać.
Wiec jeśli Twoja intuicja podpowiada Ci, żę coś nie gra, szczera rozmowa o swoich uczuciach jest kluczem do sukcesu. Jeżeli dwoje kochających się ludzi będzie chcieć, dojdzie do porozumienia.
Czas narzeczeństwa jest czasem idealnym na poznawanie siebie nawzajem oraz Waszych rodzin - ich zwyczajów, tradycji. Uwierz mi, od tego zależy jak będą wyglądały chociażby Wasze wspólne święta.




czwartek, 4 lutego 2016

Asertywność, a poczucie włsnej wartości.

Pewne powtarzalne sytuacje w moim życiu zmusiły mnie do głębokiego zastanowienia się nad nim, a nieprzyjemne uczucia im towarzyszące dawały mi się we znaki przez wiele długich dni.
 Miałaś kiedyś poczucie, że wszyscy naokoło, zarówno Twoi bliscy, jak i zupełnie neutralni dla Ciebie ludzie na każdym kroku Cię wykorzystują? Dziwna zależność - ktoś prosi cię o pomoc - spełniasz jego prośbę. Najpierw jedną, potem kolejną, i następną... I tak w nieskończoność. Na początku jest ok - czujesz się potrzebna, ale z czasem Twój niepokój narasta. Ten niepokój popycha Cię w końcu do podjęcia odpowiednich kroków, i tak, po pewnym czasie mówisz stanowcze NIE. Co dzieje się wtedy? Wielkie zdziwienie drugiej strony jest nie do opisania. "Ale jak to? Jakim prawem? No ok, dam sobie jakoś radę, ale nie wiem jak to będzie... Trudno." Jest to pewien rodzaj manipulacji, czasami świadomej, perfidnej, choć nie zawsze. I im mniej osoba ją stosująca jest jej świadoma, tym gorzej jest Ci się z nią rozprawić.




 Szantaż emocjonalny. Często to on sprawia, że czujesz chęć zmiany. Słyszysz w swojej głowie stanowcze NIE. Nie dam się, nie pozwolę się więcej wykorzystywać.
Zaczynasz wertować internet w poszukiwaniu informacji, jak nie ulegać manipulacjom otoczenia. Kupujesz stos książek coachingowych, o rozwoju osobistym, rozwoju emocjonalnym... Chcesz jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki stać się ASERTYWNA. Co to jest asertywność? Jest to umiejętność wyrażenia własnego zdania w sposób kulturalny, tak, by nie naruszyć granic osobistych drugiej strony. Tym samym jest to także umiejętność swobodnego odmawiania.

Jest jednak pewien szkopuł. Mianowicie, jak odmówić, jeśli w konfrontacji z drugim człowiekiem czujesz się jak mała dziewczynka, przestraszona i zahukana? W Twoich oczach widać przerażenie i poczucie winy. Szantażysta, nawet ten nieświadomy, czyta z nich, jak z otwartej księgi. Wie, że wzbudzając w Tobie poczucie winy i zakłopotanie osiągnie swój cel - ulegniesz - dla spokoju własnego sumienia.
Jak więc być asertywnym, nie będąc pewnym siebie? Obawiam się, że się nie da. Żeby nauczyć się wyrażania swojego zdania, najpierw musisz być go pewna. Co więc jest kluczem do osiągnięcia celu? Musisz stać się dla siebie najważniejsza na świecie. Nie Twój mąż, przyjaciółka, czy matka. Ty sama. Pamiętaj, tylko Ty decydujesz. Poczucie własnej wartości sprawi, że asertywność przyjdzie sama.

Pamiętajcie o tym!


http://stylzdrowia.pl/wp-content/uploads/2015/08/6ASERTYWNY.jpg
http://stylzdrowia.pl/wp-content/uploads/2015/08/6ASERTYWNY.jpg

Kura domowa z powołania? Bądź z siebie dumna!

Ile razy słyszałaś chociażby z mass mediów o tym, jak nisko oceniane są kobiety, dbające o swoich mężów, partnerów? Kobiety, które cenią ponad wszystko swoją rodzinę? Które poświęcają całe swoje życie na podtrzymywanie domowego ogniska, aby nie zagasło? Nóż w kieszeni mi się otwiera, kiedy słyszę do jakiego mianownika zostają sprowadzone. Kura domowa. Z definicji jest to kobieta (chociaż w zasadzie, jakim prawem zasługuje ona na miano kobiety?), która zamknęła się w domu, żeby prać brudne gacie swojego męża, zmieniać pieluchy pięciorgu swoich dzieci, oraz gotować im smaczne obiadki, za cenę swojej kariery i godności. A zrobiła to oczywiście z czystej głupoty, bądź dlatego, że ma męża tyrana, który z łaską łoży na jej utrzymanie i wylicza jej każdą złotówkę.

A co, jeżeli wcale nie jesteś głupia - skończyłaś studia, masz wyuczony zawód, nad twoją głową zawisła propozycja świetnej pracy, twój mąż nie jest sadystą a ty mimo wszystko odczuwasz potrzebę spełniania się w roli strażniczki domowego ogniska i czystych, odpowiednio sparowanych skarpetek?
Co jeżeli lubisz myć okna, a rolada szpinakowa twojemu mężczyźnie smakuje bardziej niż rolada jego mamy? Niekoniecznie przecież jesteś zaniedbana, w twojej szafie dominują obcisłe jeansy i seksowna bielizna, a zapach twoich perfum od lat kręci twojego męża. Co wtedy, jeśli w tym wszystkim czujesz potrzebę wicia gniazda?

Zewsząd bombardują nas informacjami, jak to kobieta powinna być zadbana, wykształcona, zaradna, spełniona zawodowo, przy tym seksowna i ponętna. Kura domowa? Jestem nią. Powiem więcej, jestem nią z powołania. I nie, nie siedzę zamknięta w domu, z przetłuszczonymi włosami -  pracuję, studiuję, dbam o dom. Nie obcy mi poranny makijaż, manicure hybrydowy czy dwie szafy ubrań. Na wypady z koleżankami i wieczorne kolacje z mężem też mam czas.

Drogie panie, nie dajmy się zwariować. Internet nie jest kreatorem twojego życia. Tylko ty decydujesz, co z nim poczniesz. Pamiętaj o jednym - to właśnie ty jesteś kowalem własnego losu, a to, co narzuca nam społeczeństwo niekoniecznie musi być zgodne z  Twoimi wewnętrznymi zasadami. Wsłuchaj się w siebie i rób to, co kochasz. Twój mężczyzna na pewno jest ci za to wdzięczny, a, spójrzmy prawdzie w oczy - zadowolony mężczyzna = zadowolona żona.

A na zakończenie, dla rozładowania napięcia...


http://iqkartka.pl/cards/8799.png
http://iqkartka.pl/cards/8799.png

środa, 3 lutego 2016

Wstęp

To mój pierwszy post. Niekoniecznie wiem, z powodu zbyt małego doświadczenia w tej "branży", co miałabym w nim umieścić, żeby było odpowiednio reprezentacyjnie. Dlatego reprezentacyjnie nie będzie. Będzie odrobinę przewrotnie i po mojemu.
To miejsce powstało z potrzeby serce, nie z potrzeby zaistnienia. Chciałabym, aby był to blog o życiu, z mojego punktu widzenia. Trochę o żonie, trochę o mężu, trochę nawet o urodzie, modzie i... o kocie.

Jestem 23 - latką z półtorarocznym stażem małżeńskim. Moim marzeniem od zawsze było spotkać tego jedynego, ale nie księcia na białym koniu, który porwie mnie z czeluści władzy rodzicielskiej w otchłań namiętności i efektownych porywów serca, skąpanych w czerwonych serduszkach i pluszowych misiach... Chciałam po prostu spotkać człowieka, z którym mogłabym z czystym sumieniem i pewnością w sercu się zestarzeć.  I takiego człowieka dzięki Bogu spotkałam.

O relacjach damsko - męskich i nie tylko.
Zapraszam.